środa, 12 sierpnia 2015

Żądza zemsty, początkiem wszystkiego cz. 4

Kornelia
Może i to była moja wina. W sumie powiedziałam Jarkowi że nie idę na to wesele skoro on nie ma dla mnie czasu. Ale to co zobaczyłam na sali wzburzyło mnie na maksa. Adrian usiłował mnie powstrzymać, ale nie słuchałam, chciałam go dopaść i zrobić mu karkołomną awanturę. On niczego nie świadomy siedział sobie z tą rudą i słodko ćwierkał. Opanowała mnie furia i wściekłość. Dopadłam do jego stolika i krzyczałam.
- Co ty tutaj robisz? Miałeś być w pracy!
- Ja, znaczy eeee - nie potrafił się wysłowić.
- To tak pracujesz? Zabawiasz się z jakimiś rudymi. Zdradziłeś mnie! - uderzyłam go w policzek.
- Co ty wyprawiasz? Ciebie też tutaj miało nie być. Słyszałem, że przecież jak ja nie jadę to ty także - podniósł się.
Ludzie wokoło nas zamilkli. Wszystkie oczy były skierowane na nas. Moje życie w tym momencie rozpadało się na małe kawałki. Ale to był dopiero początek. Jakie musiało być moje zdziwienie jak podbiegła do nas jedna z kelnerek. Zaczęła wyzywać Jarka od najgorszych. Po policzkach spływały jej łzy. Nie wiedziałam kim ona jest, ale z rozmowy wynikało że też coś ją łączyło z Jarkiem. Wybiegłam przed salę i usiadłam na schodach płacząc jak bóbr. To był koniec wszystkiego...

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Żądza zemsty, początkiem wszystkiego cz. 3

Aleksandra

                Gdy dotarłyśmy na miejsce, szef już czekał by trochę się na kogoś ponadzierać.
- A wy znów przychodzicie na ostatnią chwilę?! Dobrze wiecie, że nasi klienci muszą być zadowoleni. Jest jeszcze sporo rzeczy do roboty, a wy jak zwykle nic sobie z tego nie robicie!
Żadna z nas nie miała ochoty na taką pogawędkę ani na tłumaczenie się z tego, dlaczego znów przyszłyśmy praktycznie na czas. Ania powiedziała więc tylko przepraszam i wślizgnęłyśmy się do środka. Walczyłyśmy od samego rana by ustroić odpowiednio salę. Jednak efekt końcowy był oszałamiający. Na stołach były perłowe obrusy do samej ziemi, każde krzesło było przyozdobione kwiatami (z wyjątkiem krzeseł Państwa młodych, które oprócz kwiatów były obite białym materiałem i połączone wstęgą). Na stołach już czekały poukładane kieliszki różnych rozmiarów, talerze i sztućce. Cała sala była przyozdobiona kwiatami, balonami i gdzie niegdzie wisiały papierowe gołębie. Scena, na której miał grać zespół była dość spora, dobrze oświetlona, a na dole zrobiliśmy miejsce na kwiaty, które goście podarują młodej parze. Uważałyśmy z Anką, że odwaliłyśmy kawał dobrej roboty. Szef jak zwykle był niezadowolony, ale to dlatego, że znów nie miał humoru.
                Stanęłam z boku i rozmarzyłam się nad swoim własnym ślubem. Wystrój w tej restauracji mi się podobał, jednak ja chciałabym czegoś innego. Ślub odbyłby się wiosną bądź wczesnym latem. Cała ceremonia odbyłaby się na świeżym powietrzu. Goście siedzieliby pod jakąś wierzbą, z której opadałyby przepierzenia. Już widziałam siebie przy jakimś dużym drzewie w długiej, białej sukni, która miała gorset, piękne wyszycia i długi welon, który spadałby kaskadą fal na moją suknię. A u mego boku Jarek i oboje mówiący sobie tak przy naszych rodzinach i znajomych. Później zabawa do samego rana, która odbywałaby się pod wielkim namiotem, a obok niego byłby parkiet, na którym zatańczylibyśmy swój pierwszy taniec. Pełno jedzenia, dobrej muzyki i nasza dwójka, najszczęśliwsza na świecie. Byłam naprawdę zachwycona swoim pomysłem.
                Zaczęłam uśmiechać się do swoich myśli, gdy nagle usłyszałam za sobą głos Ani:
- Hej nie śpij, zaraz państwo młodzi przyjadą, musimy ich przywitać.
Po 30 minutach zjawiła się para młoda wraz z gośćmi. Wszyscy zaczęli wchodzić do środka za nowożeńcami. Byłam pod wrażeniem koronkowej kreacji panny młodej, choć to nie był mój ideał sukni. Goście zaczęli składać życzenia młodej parze, a my poszliśmy do kuchni by zacząć przygotowanie do całonocnej zabawy. Kucharze już rozlewali rosół, który mieliśmy roznieść po sali. Wszyscy już pozajmowali swoje wyznaczone miejsca, gdyż na każdym stoliku widniała karteczka z odpowiednim nazwiskiem. Zaczęliśmy nakrywać do stołu. Gdy wychodziłam z kuchni z kolejnymi talerzami zupy, zobaczyłam go. To był Jarek, wychodził właśnie z łazienki. W pierwszej chwili się ucieszyłam, pomyślałam że może chciał zrobić mi niespodziankę i przyszedł mnie po prostu odwiedzić. Moje myśli już chciały galopować do tego, jak to mój ukochany chciał zrobić mi niespodziankę i spełnić jedno z moich marzeń. Wiedział jak bardzo nie znoszę mojej pracy i jedyna rzecz jaka poprawiłaby mi humor to byłby taniec z Jarkiem. Jednakże w następnej chwili uświadomiłam sobie, że przecież tak naprawdę nie wiedział gdzie pracuję, bo nigdy o to nie zapytał, a ja mu nie mówiłam. Wiedział tylko, że jestem kelnerką. Co wcześniej nie zwróciło mojej uwagi, ale teraz wydało mi się dziwne, że po roku znajomości, on o coś takiego nie zapytał. Już chciałam do niego podejść i spytać co tu robi, ale się powstrzymałam i chciałam sprawdzić gdzie pójdzie. Oniemiałam. Siadał właśnie przy swoim stoliku, jednak zanim to zrobił, pocałował w policzek dziewczynę, która tam siedziała. Podeszłam bliżej by posłuchać co mówi. A on przedstawił ją swoim znajomym jako swoją dziewczynę! Wpadłam w furię, chciałam już zrobić awanturę, jednak ktoś mnie ubiegł. Jakaś dziewczyna doskoczyła do nich i zaczęła krzyczeć, że jest świnią, śmieciem, że ją zdradził...

środa, 5 sierpnia 2015

Żądza zemsty, początkiem wszystkiego cz. 2

Kornelia

Powiem szczerze że ten dzień zapowiadał się dobrze. Poranne zakupy wprowadziły mnie w świetny humor. Może nie do końca lubiłam sama chodzić po sklepach ale zawsze to była milsza rozrywka od pracy. Czas gonił mnie nie ubłaganie, przecież przerwa w pracy nie trwa wiecznie. Z drugiej strony kto sobie wymyślił wesele w piątek?. No ale nie miałam co marudzić tylko musiałam wracać z piękną sukienką do pracy. Mała czarna idealnie leżała na mnie, do tego piękne wysokie szpilki i mogłam iść na wesele. Od dawna wszystko było zaplanowane ale jak zawsze mojemu kochanemu chłopakowi musiało coś wypaść w pracy. Zamiast niego miał iść ze mną jego przyjaciel Adrian. Nie do końca mi się to podobało ale nie narzekałam. Tak to jest jak chodzi się z przedstawicielem handlowym. Byli razem już ponad dwa lata, chciałam z nim zamieszkać ale on powiedział że na to będzie jeszcze czas. Więcej się o to nie pytałam, stwierdziłam że skoro on nie chce to może jeszcze nie jest gotowy na takie zmiany. Kilka minut po 14 pognałam do fryzjera i tuż przed 16 stawiłam się wystrojona z Adrianem do kościoła. Ale uwierzcie mi albo nie ale to co zobaczyłam tam o mało nie zwaliło mnie z nóg. Kamila wyglądała przepięknie w koronkowej sukni ślubnej, Artur nie odstawał od niej. Pięknie dopasowany garnitur tylko uwydatniał jego atuty. 
- Pięknie wyglądają prawda ? - szeptałam do mojego towarzysza.
- Owszem, niedługo Ty i Jarek też tak będziecie wyglądać- uśmiechał się lekko. 
- Mam taką nadzieję.
Wszystko wyglądało jak z bajki, organizator postarał się i zadbał o wszystko. W samochodzie nie potrafiłam myśleć o niczym innym niż o swoim najważniejszym dniu życia. Uśmiech nie schodził mi z ust. 
- Kori o czym tak myślisz ? - jego niski głos wyrwał mnie z marzeń. 
- Słucham ? - spojrzałam na niego. 
- Nad czym tak debatujesz ? 
- Wiesz co myślę sobie jak będzie wyglądał mój ślub - uśmiechałam się.
- I jak by to miało wyglądać ? - pytał zaciekawiony. 
- Chciała bym żeby wszystko odbyło się w plenerze. Ołtarz pod wielkim drzewem na przełomie lata i jesieni. Piękne stoły pod dachem ozdobione kwiatami. Niebieskie róże zwisające spod sufitu. I ja z moim wybrankiem. 
- No powiem Ci że fajna wizja. 
- Każdy ma swoje wizje - spoglądałam w okno. 
Restauracja znajdowała się na przedmieściach w zaciszu lasu. Gdy wjeżdżaliśmy na parking zauważyłam identyczne auto służbowe jakie ma Jarek. No ale bądźmy szczerzy takich samochodów jest setki. Weszliśmy niczego nie świadomi zajmując swoje miejsca przy stolikach. Nie mogłam uwierzyć w to że ten najszczesliwszy dzień młodej pary dla mnie okaże się koszmarem. 

wtorek, 4 sierpnia 2015

Żądza zemsty, początkiem wszystkiego cz. 1

Aleksandra


                Kolejny nudny dzień pracy przede mną – pomyślałam. Znów musiałam zacząć szykować się do pracy, której nie znosiłam, szefa którego nienawidziłam za to, że traktuje swoich pracowników jak robactwo i ludzi, którzy są tak bardzo wymagający, a współpracownicy, gotowi są podłożyć mi nogę przy każdej okazji. Jestem zwykłą kelnerką, która ma ukończone studia, ale nigdzie nie może znaleźć lepszej pracy. Jednak jakoś za mieszkanie i rachunki trzeba zapłacić. Zaczęłam zatem znów wkładać te okropne ciuchy i ociągać się z wyjściem jak najbardziej mogłam. Głowę zaprzątały mi na zmianę pustka z tęsknotą za Jarkiem. Byłam z nim już od roku, ale ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. On pracuje, ja też i ciężko jest nam się zgrać, wyjść gdzieś razem czy spotkać się częściej niż 2 razy w tygodniu. Już myślałam nad tym by mu zaproponować wspólne zamieszkanie, ale nie chce by pomyślał, że próbuję go na coś naciągnąć. Poza tym chyba to facet powinien coś takiego zaproponować, przynajmniej tak mi się wydaje. Dlatego zostawiłam ten pomysł w spokoju i nie naciskam. Zaczęło robić się późno. Wybiegłam więc z domu, bo restauracja, w której pracowałam była oddalona ode mnie o kilka ulic. Szłam dość raźnym krokiem.
- Hej Ola! Zaczekaj! – usłyszałam jak ktoś mnie woła. To Ania biegła w moją stronę. – Matko jak ty szybko chodzisz. Widzę, że też się spieszysz, bo jesteś spóźniona?
- A wiesz, jak zwykle ociągałam się do ostatniej chwili, bo jakoś mi się nie spieszy do tego całego bajzlu – odpowiedziałam. Ania była jedyną osobą, którą lubiłam w pracy i która lubiła mnie. Jakoś po prostu się dogadywałyśmy.
- Masz rację, ja też już pomału marzę żeby znaleźć jakąś inną pracę, ale jest z tym naprawdę ciężko.
- Wiem co masz na myśli, byłam już chyba na 10 rozmowach i wszędzie albo zbyt mało płacą albo szukają nie wiadomo kogo i z jakimi umiejętnościami. Absurd goni absurd.
- Nie ma co narzekać.
- Do tego dzisiaj ten ślub, jakoś nie chce mi się na niego iść… Mam dość tych wszystkich szczęśliwych par.
- A ty nie jesteś szczęśliwa – zdziwiła się Ania – przecież zawsze powtarzałaś jakie to szczęście, że znalazłaś kogoś takiego jak Jarek.
- Niby tak, ale widzimy się tak rzadko, ostatnio on ma coraz mniej czasu dla mnie…
- Nie przejmuj się jakoś w końcu wszystko się ułoży.
- Mam taką nadzieję.
Pognałyśmy dalej w milczeniu. Nie uśmiechało mi się pracować znów całą noc i patrzeć na te wszystkie zadowolone pary, jednak wiedziałam, że jakimś cudem znów to wszystko przetrwam. Po raz kolejny. Jednak nawet nie myślałam, że ta noc okaże się jedną z najgorszych w moim życiu…

niedziela, 2 sierpnia 2015

Reanimacja - reaktywacja

Witajcie kochani!
Ostatnio nie miałam czasu pisać żadnych opowiadań. Jednakże postanowiłam wznowić działalność na blogu. Jednakże nie sama. Do współpracy zaprosiłam swoją przyjaciółkę. Właściwie to był w dużej mirze jej pomysł, więc cóż zobaczymy co z tego wyjdzie i jak nam pójdzie współpraca. Mam nadzieję, że jeszcze dziś, a najdalej jutro powstanie już nasza pierwsza część opowiadania.
Pozdrowionka

wtorek, 3 marca 2015

Tajemnicza postać cz. 5

- Tak kochanie? Coś się stało? – usłyszałem w słuchawce telefonu.
- Nie mamo, wszystko w porządku, chciałem tylko zapytać o której wrócicie.
- Myślę, że… - Nagle usłyszałem w słuchawce krzyk: „Uważaj!!!” a następnie serię hałasów, jakby wgniatanej blachy i brzęk szkła. Potem połączenie zostało utracone.
Na laptopie pojawiła się wiadomość: „Widzisz, mówiłem że już się nimi zająłem. Nie martw się nie cierpieli zbyt długo. Teraz twoja kolej.”
Nie wiedziałem co mam zrobić, chciałem za wszelką cenę dowiedzieć się kim on jest. Zadzwoniłem do Wojtka:
- Stary, gdzie ty jesteś?! – krzyknąłem do słuchawki.
- Wyluzuj będę za 10 minut, co jest grane?
- Moi rodzice mieli chyba wypadek…
- Skąd wiesz, przecież gdzieś pojechali.
- Dzwoniłem do nich. Odebrała mama, a chwilę później usłyszałem hałas jakby ich samochód z czymś się zderzył i zerwało połączenie, błagam cię pośpiesz się, nie chcę dłużej siedzieć tutaj sam…
- Ok zaraz będę… - rozłączył się.
Postanowiłem napisać do nieznajomego:
- Proszę powiedz mi kim jesteś, czy coś ci zrobiłem, że się na mnie mścisz?
- Niewykluczone – odpisał.
- Kim jesteś?!
- Powinieneś mnie w takim razie kojarzyć…
- Skąd piszesz?!
Wiadomość długo nie przychodziła, aż w końcu dostałem zdjęcie. Poznawałem to miejsce, ba poznałem nawet człowieka, który na nim jest. Na zdjęciu zobaczyłem słabo oświetlone pomieszczenie, biurko a przy nim siedzącego chłopaka. To byłem ja i mój pokój. Serce zaczęło walić mi jak szalone. Ktoś zrobił zdjęcie za moimi plecami. Przyszła kolejna wiadomość: „Teraz już mi nie uciekniesz!” Chciałem się wydostać z tego pomieszczenia jak najszybciej. Odwróciłem się od biurka, chwyciłem nożyczki i zacząłem iść w kierunku drzwi. Wiedziałem, że ten który chce mnie zabić jest gdzieś w domu. A skoro zrobił takie zdjęcie, to być może nawet stał za moimi drzwiami. Wyszedłem ostrożnie na zewnątrz. Nożyczki trzymałem cały czas w pogotowiu. Musiałem się stąd wydostać, zanim Wojtek tu dotrze. Nie chciałem go w to wciągać. Gdy zszedłem po schodach na dół i już miałem wybiec na dwór, ktoś wciągnął mnie z powrotem do środka. Krzyczałem, jednak nikt mnie nie słyszał. Poczułem przeszywający ból w plecach i ciepłą maź spływającą od pasa w dół. Dźgnął mnie nożem. Przewróciłem się na plecy i zobaczyłem zakapturzoną postać. Nachylił się nade mną. Ostatnie chwile jakie zapamiętałem to jego wzrok i szyderczy uśmiech. Znałem go, ale teraz nazwisko ulatywało mi z głowy. Powoli pochłaniała mnie ciemność, wszystko się zamazywało, aż w końcu straciłem przytomność.
                Gdy Wojtek dotarł do domu Rafała, znalazł go leżącego na podłodze w kałuży swojej krwi. Wezwał pogotowie i policję. Jednak dla chłopaka nie było już ratunku. Jego rodzina również zginęła na miejscu w wypadku samochodowym. Ktoś rozłożył drut kolczasty na drodze. Rodzice Rafała zauważyli go w ostatniej chwili i gdy zaczęli hamować, nie było już ratunku. Drut zawinął się wkoło koła i ojciec Rafała stracił panowanie nad autem. Uderzyli z wciąż dużą prędkością w drzewo. Rodzice zginęli na miejscu, a siostra zmarła w drodze do szpitala. Policja zbadała dom Rafała. Zabrali jego laptopa do analizy, a na lodówce znaleziono okrwawioną kartkę z wiadomością:
„To wszystko wina tego kujona. W końcu mogę się na nim odegrać, dostał za swoje. W końcu na to zasłużył, cierpiał i żył w strachu tak jak ja żyłem.”
Mordercy do dziś nie znaleziono, jakby rozpłynął się w powietrzu…

niedziela, 1 marca 2015

Tajemnicza postać cz. 4

Następnego dnia, gdy wróciłem ze szkoły mój laptop stał na biurku i znów był włączony. Pytałem mamy czy coś na nim robiła, to zapewniała, że nie, że go nie ruszała. Jednak na chacie znów widniała informacja, że czeka na mnie wiadomość. Kiedy ją otworzyłem, aż włosy stanęły mi dęba. Wiadomość brzmiała: „wkrótce zginiesz”. Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. W końcu powiedziałem o wszystkim rodzicom, oni jednak stwierdzili, że przesadzam i nie mam czym się przejmować, że na pewno ktoś sobie żarty robi i w końcu się znudzi. Nie wierzyłem w to. W końcu trwało to już drugi tydzień. Po południu znów gdzieś pojechali. Zabrali ze sobą moją siostrę i zostałem w domu sam. Nie miałem najmniejszej ochoty siedzieć przed laptopem, więc położyłem się na kanapie w salonie i oglądałem telewizję. W pewnym momencie przysnąłem. Kiedy znów otworzyłem oczy, nie było obrazu. Telewizor po prostu śnieżył. Nagle coś mignęło na ekranie. Zacząłem się w niego wpatrywać. W końcu zobaczyłem jakby oczy. Miałem już przywidzenia z tego wszystkiego… Wyłączyłem telewizor i wróciłem do swojego pokoju. Laptop znów był włączony i ponownie widniała tam wiadomość do odczytania. Kiedy ją otworzyłem zobaczyłem na ekranie wiadomość: „To już dzisiaj”. Odpisałem: „Kim jesteś? Jeśli nie przestaniesz wypisywać takich rzeczy, zgłoszę to na policję!” Napisałem też do Wojtka, żeby przyszedł do mnie, bo nie chciałem siedzieć w domu sam. Powiedział, że zjawi się jak najszybciej. Znów dostałem zwrotną wiadomość od nieznajomego: „Zgłaszaj sobie, to i tak nic ci nie pomoże, już za późno”. Dosłownie słyszałem w swojej głowie jego szyderczy śmiech po tych słowach. Czekałem na Wojtka, jednak długo się nie zjawiał. Znów przyszła wiadomość od nieznajomego: „Twoją rodzinką już się zająłem, więc nie czekaj na nic…” Co? Jak to się zajął? To niemożliwe. Chwyciłem za telefon. Zadzwoniłem do mamy. Odebrała po 3 sygnale.